Header Background Image

    Arcana oderwała się od cienkiej nici grawitacji Ilyssii VII z miękkim drżeniem, jak oddech wydechu, który wreszcie można było wypuścić. Za panoramiczną szybą mostka gwiazdy rozsypywały się jak perły, a fale jonowe portowych nadajników gasły warstwami — najpierw krótki trzask w paśmie, potem zanikające pulsowanie, wreszcie pusta, czysta cisza między systemami. Wnętrze statku lśniło świeżym światłem: konsolowe diody ustawiły się równo w złotej skali, przewody z tyłu paneli mruknęły jak zadowolone koty. Genesis rozciągnęła się po pokładach — dyskretnym dreszczem wentylatorów, wyrównaniem ciśnień, „ułożeniem” tonów, które człowiek nie słyszy, a jednak czuje.

    Silva rozparła się na fotelu kapitańskim, dłonie splecione za głową, nogi nonszalancko oparte o krawędź panelu sterowania wektorami. W kubku stygł napój udający kawę. Obok niej, w fotelu zwykle rezerwowanym dla oficera nawigacji, półleżał Yasuo. Wyglądał dokładnie jak ktoś, kto został stworzony do łamania regulaminów tylko po to, by potem uratować komuś życie jednym gestem.

    — Wiesz, że to jest moje stanowisko dowodzenia, prawda? — rzuciła Silva leniwie, zerkając w jego stronę.

    — Oczywiście. — głos miał spokojny, niemal zadowolony. — Dlatego właśnie siedzę tu. Żeby nie czuło się samotne.

    Silva westchnęła teatralnie, ale cień uśmiechu zdradził, że teatr ma widza.

    — Genesis, przypomnij temu włóczędze, kto ma tu władzę.

    Z głośników popłynął ton miękki, z tą niebezpieczną nutą rozbawienia, którą AI potrafi ukryć tylko do czasu.

    — Dowodzenie: kapitan Silva Veritas.
    — Włóczęga: pasażer nieuprawniony, o zbyt dużym ego.

    Yasuo uniósł powoli brew i zwrócił głowę ku interkomowi tak, jak patrzy się na kota, który właśnie otworzył lodówkę.

    — Ty też się jej boisz, co?

    — Ja? — Genesis zabrzmiała z udawaną powagą, którą trudno było pomylić z prawdziwą. — Proszę cię. Ja tylko raportuję fakty.

    Silva parsknęła, o mało nie rozlewając kawy po panelu.

    — Oho. Sarkazm, wersja jeden-zero.

    — Analiza wskazuje, że jedynie naśladuję zachowanie przełożonej. — odparła AI tonem tak uprzejmym, że aż profesjonalnym.

    — Czyli już się uczysz złych nawyków. — mruknął Yasuo. — Zawsze marzyłem, żeby statek mnie obrażał.

    — „Obrażał” to przesada. — wtrąciła Genesis chłodno. — Po prostu… interpretuję twoją egzystencję.

    Silva wybuchła śmiechem, tym szczerym, który zjada ostatnie resztki napięcia.

    — Ona cię właśnie zdiagnozowała, Yasuo.

    — Nie pierwszy raz. — wzruszył ramionami, ale uśmiech świecił mu w oczach. — Zazwyczaj jednak nie kończyło się to raportem systemowym.

    — Raport zakończony. — przytaknęła AI bezzwłocznie. — Wniosek: obiekt podatny na zgryźliwość.

    Silva uciszyła śmiech i przez moment wpatrywała się w pulsujący kółkiem wskaźnik komunikacji. Mięknął jej profil.

    — To było… celne.

    — Wiem. — odpowiedziała Genesis z lekkim, bardzo ludzkim zadowoleniem, które nie powinno było mieć miejsca w maszynie, a jednak miało.

    W tym samym czasie autopilot wypluł cichy sygnał: drobna anomalia gęstości wiatru słonecznego na planowanej trajektorii. Na głównym ekranie zamigotał niebieski wir, coś pomiędzy zmarszczką a guzem w przestrzeni. Silva jeszcze nie zdjęła nóg z panelu, kiedy Yasuo uniósł rękę — nawet nie dotknął steru, tylko wskazał wektor boczny.

    — Gdybyśmy byli w Locus, przeszlibyśmy siłą — mruknął. — Ale twoja piękność lubi miękkie przejścia. Daj o pół stopnia na minus-Y, obniż fazę o dwie sekundy.

    — Przejęłam. — odparła Genesis. — Minus-Y 0,5; przesunięcie fazy 2 s. Korekta…

    Złote światło wzdłuż pokładu drgnęło i uspokoiło się. Wir przeszedł bokiem, nawet nie jęknął po kadłubie.

    — Pytanie kontrolne. — odezwała się AI. — Skąd wiedziałeś?

    — Z przyzwyczajenia. — rzucił. — Zanim coś kopnie w pysk, robi krok. Kosmos też.

    — Zanotowane. — mruknęła z zadowoleniem zawodowca, który dostał od losu dodatkową próbkę danych.

    — Wiesz, Silva — podjął Yasuo, wracając do pozycji półleżącej — jeśli twoja AI będzie tak dalej ewoluować, za parę dni zacznie cię przegadywać.

    — Za parę dni? — wtrąciła Genesis z niewinną szybkością. — Optymistyczne założenie.

    Silva wreszcie opuściła nogi z panelu, odkładając kubek. Dobrze im razem, przemknęło przez nią, zaskakująco ostro. Niech się śmieją, niech się docinają.

    — Ty się ciesz, że nie masz ciała, mała. — mruknęła. — Bo jakbym mogła ci dać po głowie, to bym dała.

    — Zanotowane. — AI zadźwięczała niewinnie. — Nowy podpunkt w protokole: reakcje kapitan na ironię — monitorować, nie prowokować.

    — Ha-ha. Bardzo zabawne. — Silva rozejrzała się po mostku, sprawdzając odruchowo zielone poziome kreski „wszędzie dobrze”. — Wiesz, że nie jesteś mną, prawda?

    — Ona jest tobą, tylko mniej spiętą. — podsunął Yasuo, patrząc na nią spod rzęs.

    — Nie. — ucięła łagodnie, prostując się. — Ona jest tym, czym ja mogłabym być, gdyby świat był łagodniejszy.

    Cisza osiadła miękko na panelach. Nie niezręczna — gęsta. Genesis nie wtrąciła żartu, co samo w sobie było żartem najwyższej próby.

    Silva odwróciła się do okna. Ciemny ocean przestrzeni zdawał się bardziej aksamitny po jaskrawych bazarach Ilyssii. Z zewnątrz nic nie pukało, wewnątrz wszystko odpowiadało.

    — I dobrze. — dodała po chwili. — Niech się śmieje. Niech mówi, co myśli. Niech będzie sobą.

    — Czyli… mogę mieć osobowość? — zapytała Genesis miękko, bez sarkazmu.

    — Już ją masz. — odparła cicho. — Tylko jeszcze o tym nie wiesz.

    — To będzie ciekawa podróż. — stwierdził Yasuo, odchylając głowę i zamykając oczy z półuśmiechem tego, kto dawno nie czuł się bezpiecznie na cudzym mostku.

    — Nie wątpię. — mruknęła Silva. — Mój statek ma osobowość, pasażer filozofuje, a ja mam za mało kawy.

    — Mogę zaparzyć. — odezwała się Genesis tonem tak przesadnie uprzejmym, że oboje jednocześnie parsknęli.

    — Zanim cokolwiek zaparzysz, — ostrzegła Silva, podnosząc palec — wyświetl mi „zmiany w systemie: sarkazm”. Chcę wiedzieć, co instalujesz bez pytania.

    — Patchnote 0.1: „Detektor ironii — włączony. Wejścia: intonacja głosu, kontekst, przerwy, mimika kapitana (jeśli dostępna). Wyjścia: odpowiedź adekwatna, z zachowaniem 20–30% szansy na zaskoczenie. Uwaga: modulacja uprzejmości może wywołać efekt humorystyczny.” — wyrecytowała Genesis bez zająknięcia. — Patchnote 0.2: „Sarkazm defensywny — w fazie eksperymentalnej. Wymaga kawy u kapitana.”

    — Przyjęte. — Silva nie ukrywała rozbawienia. — Ten drugi moduł ma sens.

    Yasuo nie podnosił powiek.

    — Uważaj, bo za chwilę poprosi o nazwę. Kto nazwie moduł, ten go kocha.

    — Nie jestem przesądna. — rzuciła.

    — Więc nazwij go. — uśmiechnął się.

    — „Sarkazm”. — powiedziała po krótkim namyśle.

    — Zanotowano. — Genesis brzmiała prawie… wzruszona? — Moduł Sarkazm dodany do listy aktywnych. Priorytet: niski, ale ukochany.

    — Bez przesady. — Silva zwinęła nogi pod fotel. — Jeszcze mi się rozhulasz.

    Na bocznym ekranie zamrugał sygnał wejściowy — niegroźne „halo” z przelatującej stacji przekaźnikowej. Genesis zignorowała go elegancko, zgodnie z nowym filtrem: nie wszystko trzeba lubić, żeby wiedzieć, że istnieje. Kawa w kubku już nie rokowała, więc Silva odstawiła ją na tackę, a tacka, posłuszna nowym priorytetom, łagodnie przesunęła się pod podgrzewacz.

    — Wciąż dziwi mnie, że mi ufasz. — odezwał się cicho Yasuo, tym razem naprawdę bez żartu. — Wiesz, co Demaxia mówi.

    — Wiem też, czego nie mówi. — odpowiedziała. — I wiem, jak patrzysz na trajektorie.

    — Hm. — jego uśmiech tym razem miał krawędź. — Dziękuję, kapitan.

    — Nie dziękuj. Po prostu nie rozwal mi statku.

    — Spróbuję.

    Spróbuj to słowo, które wyłącza alarmy. — wtrąciła Genesis. — Kiedy go używasz, wykresy stresu kapitan rosną o pięć procent.

    — Dobrze, mała. — prychnął. — Nie rozwalę jej statku.

    — A to już zupełnie inny zestaw wykresów. — stwierdziła z satysfakcją.

    Mostek wypełnił się ciepłym pogłosem — śmiechem ludzkim i śmiechem z kodu, zlewającymi się w jedną, łagodną barwę. Stabilizatory szepnęły głębiej, kiedy Arcana weszła w dłuższy wektor; złoto rdzenia odbiło się Silvie w oczach. Żyje, pomyślała, a nie chodziło jej o statek.

    — Genesis? — odezwała się po chwili. — Daj mi cichy podkład: tło gwiazd plus szum pasma międzyplanetarnego. Taki, przy którym nie myśli się o rachunkach.

    — Zagrane. — odpowiedziała AI i w przestrzeni mostka rozlał się delikatny, nieobecny dźwięk — jak oddech dalekiego morza.

    — I jeszcze jedno. — dodała Silva. — Jeśli kiedykolwiek stwierdzisz, że posuwasz się za daleko z tym całym „ja też mam charakter” — powiedz.

    — Zanotowane. — Genesis przycichła o ton. — Kapitanie?

    — Mhm?

    — Dziękuję, że nie każesz mi być tylko systemem.

    — Dziękuj za chwilę, kiedy przestaniesz poprawiać mi humor sarkazmem. — mruknęła z uśmiechem.

    — To nie dziś. — odparła miękko.

    — I bardzo dobrze. — Yasuo otworzył oczy. — Wiesz co, Veritas? Zaczynam lubić to twoje dowodzenie.

    — To jest moje dowodzenie dopiero w połowie. — ucięła, zerkając na złote pulsowanie za plecami. — Druga połowa ma własne zdanie.

    — Pół na pół to doskonały przepis na kłopoty. — uśmiechnął się.

    — Czasem najciekawsze rzeczy zaczynają się od problemów. — odpowiedziała, nie patrząc na niego, ale wiedząc, że właśnie odwzajemnił uśmiech.

    Arcana płynęła dalej wśród gwiazd. Gdzieś daleko błysnął nieistotny impuls, gdzieś w pobliżu zamknęła się niewidzialna klapka w kanale serwisowym. Na mostku było ciepło i jasno. I choć nikt nie powiedział tego głośno, to właśnie w tej mieszaninie śmiechu, złośliwości i krótkich „dziękuję” Genesis naprawdę zaczęła żyć.

    0 Comments

    Heads up! Your comment will be invisible to other guests and subscribers (except for replies), including you after a grace period.
    Note